Byłem przybity, skonsternowany taką lekkomyślnością i cynizmem
Włożyłem w ręce nieświadomej istoty pudełko zapałek i nauczyłem ją, jak należy się nimi posługiwać! Jedyna nadzieja, jaka mi pozostała – wyszeptałem – to ta, że może przeoczył pan jakiś obrządek lub jakąś formułę, i że sanktuarium pańskie nie jest całkiem zamknięte… Zobaczymy – usłyszałem za całą odpowiedź. Co robić? Już kilka razy miałem okazję sprawdzić rzeczywiste istnienie „sanktuariów”. Stwierdziłem, że nie chodzi ani o kłamstwo, ani o bluff, ani o iluzję. Zakaz wstępu był najpierw odczuwany jakby jakaś siła, bardzo mocno chociaż w bliżej niesprecyzowany sposób odpychała człowieka od niewidzialnej granicy; następnie zaczynało się niejasno odczuwać, że przekroczyć tę granicę można jedynie przy użyciu przemocy; w końcu, jeśli naprawdę dana osoba postanawiała zlekceważyć zakaz, spadała na nią kara, pod tą czy inną postacią, ale zawsze rzeczywista i często natychmiastowa. Ja sam, prawdopodobnie ze strachu, nigdy nie uległem pokusie stworzenia mojego własnego „sanktuarium”. I to, czego nigdy nie ośmieliłem się zrobić dla samego siebie, przekazałem człowiekowi obcemu, zdając sobie teraz sprawę z całej mojej odpowiedzialności w tym szalonym przedsięwzięciu mojego „ucznia”.