Choroby te nazywam ,,chorobami czterech ścian” ponieważ źródłem ich jest sam dom
Mają one tylko jedną przyczynę, ale ich objawy są liczne i zróżnicowane. Lekarze starają się zawsze najpierw je zdefiniować, następnie leczyć, lecząc organ, którego funkcje uległy z ich powodu zaburzeniom. Stwierdziwszy nieskuteczność przepisanych leków, zadowalają się przepisaniem środków na uspokojenie („To nerwowe!”), na wzmocnienie („To drobiazg: po prostu lekkie przemęczenie!”), albo na wyregulowanie metabolizmu („Zła przemiana materii!”). Naturalnie, wszystko to pomaga, jak umarłemu kadzidło, skoro rzeczywista przyczyna zła nie została ani wykryta, ani zlikwidowana. Może teraz zrozumiecie, dlaczego jest tak dużo niedomagających, których uważa się niesłusznie za chorych z urojenia, tak dużo zaburzeń psychicznych, ludzi zmęczonych, wyczerpanych nerwowo lub fizycznie, bez żadnej klinicznej przyczyny, ludzi cierpiących na bezsenność, na duszności, zatrutych tytoniem chociaż niepalących, skarżących się na niestrawność, chociaż nie mających wrzodu, fałszywych symulantów, cierpiących w rzeczywistości na dolegliwości, na które nie chorują, a czasami mimo to na nie umierają… Jednym słowem mnóstwo chorych, wystarczająco licznych, by zrujnować Kasę Ubezpieczeniową, której obowiązkiem jest zwracanie kosztów leczenia. Wszystkie te niezliczone ofiary chorób czterech ścian byłyby zdrowe, a Kasa nie musiałaby wydawać na nie ani grosza, gdyby pomieszczenia, w jakich żyją, pracownie i biura, w jakich pracują, były oczyszczone z wszystkich szkodliwych fal, które je napastują.