Ponura seria w Uruffe
Historia ta, której bohatera bardzo dobrze znałem, skłania mnie do zinterpretowania w analogiczny sposób niepojętą Nemezys prześladującą kolejnych mieszkańców tego samego domu. Mam tu na myśli kościół w Uruffe. Jeden z księży, ksiądz Desnoyers, popełnił zbrodnię równie dziwną, co straszną: 1 grudnia 1956 roku, po zabiciu strzałami z rewolweru swojej kochanki, będącej w ósmym miesiącu ciąży, dokonał na drgającym jeszcze ciele swojej ofiary potwornego cięcia cesarskiego, wyrwał z jej wnętrzności dziecko (które było również jego dzieckiem!), żywe i już z otwartymi oczami, ochrzcił je, po czym zasztyletował ciosem w plecy, przeszywając serce, a w końcu pokiereszował mu twarz, by go zeszpecić! Zbrodnia wyjątkowa zarówno ze
względu na zgrozę okoliczności, jak i motywy zbrodniarza. Aby wyjaśnić ją, należy przypomnieć sobie bardzo starą klątwę, rzuconą nie pamiętam już z jakiego powodu przez pierwszego celebranta pierwszego „sanktuarium” na każdego ewentualnego gwałciciela tego miejsca. Chronione siatką fal abstrakcyjnych stało się później ono kościołem, będącym przedmiotem nowego poświęcenia. Nie zmienia to w niczym ani fatalnego przeznaczenia, ani Nemezys. Póki specjalna ceremonia nie odbędzie się, póty kościół w Uruffe będzie niebezpieczny dla każdego księdza, który obejmie nad nim liturgiczną pieczę.