Wysoki wskaźnik umieralności
W żaden rozsądny sposób nie można wytłumaczyć tak wysokiego wskaźnika umieralności wśród arystokratycznych i dobrze odżywionych mieszkańców tej kamienicy o wysokim standardzie – chociaż (a może dlatego) wybudowanej dawno temu. Południowa fasada wychodziła na rozległe ogrody, północna – na pokryte brukiem podwórze, tak obszerne, że kiedyś jeździły po nim swobodnie konne pojazdy. A mimo że z wyglądu tak przyzwoity i zdrowy, mój rodzinny dom z całą pewnością „sprzyjał” rakowi. Tyle że stwierdzenie tego niezbitego faktu nie oznacza jeszcze jego wytłumaczenia. Problem: DLACZEGO i W JAKI SPOSÓB dane mieszkanie może wywierać rakotwórczy wpływ na mieszkańców pozostaje nadal nie rozwiązany. Dzisiaj jestem w stanie odpowiedzieć na oba pytania. I odpowiem na nie bardzo obszernie, przy pomocy tez i hipotez, które zebrałem. Przyznać muszę, że przez lata całe moje pełne niepokoju dochodzenie spotykało się jedynie z ironią lub pobłażliwą pogardą ze strony wszystkich, których na ten temat wypytywałem. Architekci, budowniczowie, lekarze, farmaceuci, biolodzy, chemicy, fizycy, geolodzy – jednym słowem wszyscy poważni ludzie, pełni rozwagi, posiadający pozycję społeczną i wysoki poziom kulturalny, dawali mi do zrozumienia, że aby zadawać tego typu pytania, muszę być albo opóźniony w rozwoju, albo dziecinnie łatwowierny. Domy-z-rakiem – twierdziły wszystkie te osoby – nie tylko nie istnieją, ale i nie mogą istnieć: byłoby wbrew nauce i zdrowemu rozsądkowi, jak i śmiesznie zabobonne wierzyć, że dom mieszkalny, wybudowany zgodnie z wymogami urbanistyki i w poszanowaniu reguł higieny może wywierać jakikolwiek zgubny czy złowrogi wpływ na swoich mieszkańców! Ten ogólny krytyczny stosunek nie zachwiał oczywiście mojego przekonania, gdyż im dalej postępowało moje dochodzenie, tym więcej odkrywałem nowych domów-z-rakiem. Niepokoiło mnie jednak to, że nadal nie mogłem znaleźć żadnego rozsądnego wyjaśnienia tej tajemnicy, że nadal nie znajdowałem odpowiedzi na dwa podstawowe pytania, które człowiek zadaje sobie zawsze, gdy staje w obliczu rezultatu, nie znając przyczyny: DLACZEGO? JAK?